Jak się ogarnąć i nie zwariować?

Życie jest bardzo proste, jeśli masz dobrze umeblowaną głowę – twierdzi psychoterapeuta Rafael Santandreu. A gdyby tak umeblować nie tylko głowę – dokończyć to, co warto, pozbyć się „przydasiów”, zrobić remanent dążeń i związków… Jakie proste byłoby życie! Pora na życiowe porządki. Jak to zrobić? Od czego zacząć?

Życie jest bardzo proste, jeśli masz dobrze umeblowaną głowę – twierdzi psychoterapeuta Rafael Santandreu. A gdyby tak umeblować nie tylko głowę – dokończyć to, co warto, pozbyć się „przydasiów”, zrobić remanent dążeń i związków… Jakie proste byłoby życie! Pora na życiowe porządki. Jak to zrobić? Od czego zacząć?

TEKST: PAWEŁ FORTUNA 

Uosobieniem codziennego porządku może być Paterson, bohater ostatniego filmu Jima Jarmuscha. Ten kierowca autobusu wiedzie w prowincjonalnym mieście (nomen omen) Paterson życie doskonale poukładane – panuje w nim prostota, harmonia, uważność i celebrowanie chwili. Każdy jego dzień zaczyna się i kończy tak samo. Od pocałunku rano ukochanej Laury po wieczorny spacer z psem wszystko toczy się ustalonym torem i rytmem – powtarzalnym jak wzór na zasłonach, którymi Laura zdobi ich wspólny dom. Równolegle z rutyną życia powstają wiersze. Paterson zapisuje je w notesie, który zawsze ma przy sobie. 

Składanie rzeczy  „Składaj nie idee, ale rzecz do rzeczy” – pisał ukochany poeta Patersona, William Carlos Williams (przekład Julii Hartwig). I Paterson składa rzecz do rzeczy, każdej poświęca uwagę, każdego dnia odtwarza porządek w swym życiu. Tak to już jest, że o porządek trzeba dbać, a bałagan robi się w zasadzie sam. Dotyczy to nie tylko plączących się pod nogami kabelków. Wystarczy chwila nieuwagi i nasze ciało staje się ociężałe, relacje bardziej skomplikowane, a kierunek, w którym podążamy, jakiś obcy. Przy czym wyraźnie widzimy to u innych, ich brak porządku chętnie piętnujemy, strofujemy ich i napominamy. Własny bałagan jakoś umyka naszej uwadze i narasta niepostrzeżenie. Wciąż brakuje nam miejsca w planie dnia na prace porządkowe.

Czas płynie, a wraz z nim pojawiają się kolejne warstwy codzienności, sterty obietnic bez pokrycia, porzuconych projektów, zaniechanych działań. A gdzieś tam pod nimi leżą pogrzebane nasze talenty, plany, marzenia. Jakaś lepsza wersja życia, a może nawet lepsza wersja nas samych.  Czy tak musi być? Jak się ogarnąć, uporządkować swoje życie, a przy tym nie zwariować? Jak ustalić priorytety? Od czego zacząć?


Zacznij od łóżka  Porządki życiowe dobrze jest rozpocząć od krytycznego spojrzenia na najbliższe otoczenie. Nie bez przyczyny niektórzy mówią, że ład w życiu zaczyna się od starannie pościelonego łóżka albo od porządnie złożonego co wieczór ubrania, jak robi to Paterson.  Choć samo sprzątanie najczęściej nie kojarzy nam się dobrze, to – jak się okazuje – przynosi zwykle korzyści i poprawia nam samopoczucie. Na przykład z badań przeprowadzonych na Wyspach Brytyjskich wynika, że poświęcenie 20 minut dziennie na prace domowe aż o 20 procent obniża poziom stresu i lęku. Zauważono przy tym, że sprzątanie wpływa na poprawę formy psychicznej, podobnie jak spacer, i jest szczególnie ważne dla osób, które wykonują obciążającą psychicznie pracę. Zajmowanie się rutynowymi czynnościami porządkowymi jest formą odpoczynku, można się przy tym oddać myśleniu „o niebieskich migdałach”.

Nasz umysł tworzy wtedy luźne skojarzenia i oderwane od życia obrazy, a to dystansuje nas od codziennych problemów, sprzyja kreatywności i ciekawym pomysłom. Korzyści płynących ze sprzątania jest więcej. W jednym z eksperymentów, jakie kilka lat temu przeprowadziła ze swoim zespołem Kathleen Vohs z Uniwersytetu Minnesota, połowa uczestników spędziła 10 minut w uporządkowanym pomieszczeniu, a pozostali przebywali w tym czasie wśród bałaganu. Następnie poproszono ich, by wsparli zakup książek i zabawek dla dzieci. Mieli napisać dowolną kwotę, jaką chcieliby ofiarować, po czym wręczali tę informację badaczom w zaklejonej kopercie. Na zakończenie mogli poczęstować się jabłkiem lub czekoladą. Okazało się, że porządek w pomieszczeniu, gdzie przebywali, istotnie wpłynął na ich decyzje. Osoby, które spędziły czas w schludnym otoczeniu, ofiarowały na cele charytatywne ponaddwukrotnie większe kwoty niż pozostali uczestnicy oraz chętniej wybierały jabłko niż czekoladę.

Wydaje się, że w uporządkowanej przestrzeni stajemy się nie tylko lepszymi ludźmi, ale również bardziej dbamy o swoje zdrowie. To jednak nie wszystko. Otoczenie wpływa też na nasz stosunek do innych ludzi. Psychologowie Abraham Maslow i Norbert Mintz w swoich klasycznych już badaniach wręczyli uczestnikom fotografie nieznanych im osób. I stwierdzili, że im atrakcyjniejsze było pomieszczenie, gdzie badani oglądali zdjęcia, tym więcej pozytywnych cech przypisywali widniejącym na nich osobom. W uporządkowanym miejscu poprawia się bowiem nasz nastrój, stajemy się bardziej przyjaźni i chętniej nawiązujemy kontakty z innymi ludźmi.

Nic dziwnego, że Laura tak dba o wystrój domu i zdobi go w czarno-białe wzory. Czerń oddzielona od bieli, porządek od chaosu. Zarazem w uporządkowanej przestrzeni wyrażamy bardziej wyraziste poglądy w sprawach nieobojętnych moralnie. Chen-Bo Zhong i jego współpracownicy z Uniwersytetu Toronto stwierdzili, że istnieje związek między czystością a… ocenami moralnymi. Osoby, które poproszono o dokładne umycie dłoni – co wyjaśniono koniecznością korzystania z nowych urządzeń – ujawniały potem bardziej negatywne opinie na temat różnych zjawisk, takich jak używanie narkotyków, pornografia i prostytucja, niż ich rówieśnicy, którzy nie musieli poddawać się ablucji. Mało tego, w kolejnym eksperymencie stwierdzono, że dla uzyskania podobnego efektu wystarczy sama sugestia, że jesteśmy osobami dbającymi o czystość! 


Tylko zamiotę pustynię Zapewne wielu z nas sceptycznie przyjmie te wyniki i powie, że najlepiej czuje się w „artystycznym bałaganie”. Okazuje się, że taka przestrzeń też ma swoje plusy. Z badań wspomnianego zespołu Kathleen Vohs wynika, że artystyczny nieład sprzyja kreatywności oraz dokonywaniu mniej konwencjonalnych wyborów. Na przykład w zabałaganionym pomieszczeniu uczestnicy generowali istotnie więcej pomysłów na nowe zastosowania piłeczek pingpongowych niż ci, którzy zastanawiali się nad tym w uporządkowanym, niemal ascetycznym pokoju. Co więcej, gdy przedłożono im menu koktajli owocowych, rzekomo oferowanych w snack barze, chętniej wybierali nowości.  Z własnego doświadczenia potwierdzam, że w otaczającym mnie chaosie łatwiej mi się wymyśla pomysły eksperymentów czy tematy książek. Gdy jednak zasiadam do ich konkretyzowania, pracę zaczynam od uprzątnięcia biurka. Ale uwaga! Sprzątanie może być też objawem prokrastynacji, czyli odwlekania. Ten syndrom jest dobrze znany studentom, a jego istotę znakomicie ujmuje pewien mem: „Jeszcze tylko zamiotę pustynię i już zabieram się do nauki”.

Zwlekanie staje się problematyczne, gdy pochłonięcie porządkowaniem otoczenia utrudnia wykonanie pilnych, ważnych zadań. Warto pamiętać, że prokrastynacja lubuje się w działaniach aprobowanych społecznie, takich właśnie jak sprzątanie czy pomoc innym. Problem jednak znika, jeśli sprzątanie nie jest celem samym w sobie, lecz warunkiem wstępnym ważniejszej pracy, która dzięki temu będzie lepiej wykonana. Pozbyć się „przydasiów”  Podobnie jest z porządkami w nas samych i w naszym życiu. Ład w życie wprowadzamy analogicznie, jak robimy porządki w otaczającej nas przestrzeni. Możemy to czynić na trzy sposoby. Pierwszy to pozbywanie się zbędnych rzeczy. Eliminujemy zbędny balast, w efekcie zyskujemy większą przestrzeń i lekkość funkcjonowania. Paterson niewiele ma: codzienne ubranie, pojemnik na śniadanie, notes z wierszami… nie ciąży mu zbędny balast.

Z badań prowadzonych przez Havas Worldwide wynika, że połowa z nas mogłaby obyć się bez większości rzeczy, które posiada. Ale nawet gdy się ich pozbywamy, odzyskany obszar niemal automatycznie wypełnia się nowymi gadżetami. Trzeba więc włączyć mentalny hamulec i poskromić potrzebę bezpieczeństwa czy materializmu, które prowadzą do gromadzenia rozmaitych „przydasiów”. Tak naprawdę każda rzecz może się nam kiedyś do czegoś przydać. Jednak na owo „kiedyś” możemy czekać całe życie.

Profesor Zdzisław Chlewiński, autorytet w dziedzinie psychologii myślenia, prowadzący niemal ascetyczny tryb życia, zwykł powtarzać: „Im mniej rzeczy, tym więcej stopni swobody”. Wyrazisty przykład zastosowania tej zasady znajdziemy w świecie przyrody, a dokładnie u jerzyka, małego ptaszka, który jest w stanie unosić się w powietrzu nawet kilka lat. A jest to możliwe dzięki temu, że ma wydłużone skrzydła, ale za to najkrótszy wśród ptaków dziób i malutkie nóżki, pozwalające mu jedynie na moment zawisnąć na ścianie. W procesie ewolucji ptaszek zredukował wszystkie zbędne obciążenia. Lekkość uzyskał dzięki odrzucaniu. Bo mniej znaczy więcej – nie tylko podczas latania. Drugi sposób to odkładanie każdej rzeczy na swoje miejsce. Dla większości z nas jest to esencja porządkowania, dająca poczucie harmonii. Rozlokowywaniem rzeczy zawsze rządzi jakaś logika, może być nią podręczność, użyteczność lub podobieństwo elementów. Każdy z nas ma swoją ulubioną regułę, która przekłada się na komfort pracy lub wypoczynku. 

Co osoba, to inny przepis na porządek. Kiedyś starałem się znaleźć plik w komputerze współpracownika. Miałem z tym spory kłopot. Pokazałem mu, jak ja porządkuję dane, nazywając katalogi tak jak w bibliotece. Zaproponował mi zabawę. Każdy z nas wyszukiwał plik ukryty w czeluściach twardego dysku swego komputera, przy czym mierzyliśmy czas, w jakim dane zostały odszukane. Zawsze był szybszy...  W końcu trzeci sposób porządkowania to stworzenie nowej konfiguracji. Porządkowanie może być inspirującą zabawą, a nawet rodzajem eksperymentu. Esteci, jak Laura, mogą bez końca tworzyć nowe, miłe dla oka „kadry”, a pragmatycy, do których raczej należy Paterson, mają okazję testować takie ustawienie sprzętów, by wszystko działało bezkolizyjnie. 

Transformacja przestrzeni daje poczucie nowości i świeżości. Możliwości, jakie otwiera, zależą od tego, czy zmiany mają charakter gruntowny, czy tylko kosmetyczny. Widać to na przykładzie naszych ulic. Lepiej jeździ się tymi, które mają wymienioną nawierzchnię. Pozostałe, na których pomalowano tylko pasy, łudzą iluzją poprawy komfortu, jednak konfrontacja z rzeczywistością kończy się zwykle źle dla pojazdu i dla podróżujących. Świadome chodzenie Do życiowych porządków warto podejść w… uporządkowany sposób. Możemy przy tym korzystać z różnych kluczy. Jeden z nich zawarty jest w życzeniach, jakie składamy innym przy rozmaitych okazjach. Powtarzamy wtedy: „zdrowia, szczęścia i pomyślności”. Jak wiadomo, życzenia są zbiorem pożądanych efektów, ale niestety bez instrukcji ich osiągania. Robiąc porządki na przykład dla zdrowia, można skorzystać z opisanych strategii porządkowania i zastanowić się, co wyrzucić, co odłożyć na swoje miejsce, a czemu nadać nowy kształt. Co wyrzucić? Przede wszystkim warto wyeliminować szkodliwe dla zdrowia nawyki, w tym oczywiście nałogi. Jako były palacz z wieloletnim stażem wiem, że każdy dzień na rzucenie palenia jest tak samo dobry, nie ma co zwlekać z decyzją. Efekty są natychmiastowe. Poprawia się kondycja fizyczna, barwa głosu, wrażliwość na zapachy i smaki. Racjonalizacja typu: „Na coś trzeba umrzeć” po zerwaniu z nałogiem wydaje się po prostu śmieszna. Niczego nie tracimy w relacji z innymi ludźmi i radzeniu sobie ze stresem. To prawda, że wspólny dymek przełamuje lody i ułatwia nieformalne relacje, ale nie jest to jedyny sposób ich osiągania. Podobne relacje można mieć po zerwaniu z nałogiem.

Brak zaś fizycznego i psychicznego przymusu to prawdziwa lekkość życia i wiele nowych możliwości. Co odłożyć na swoje miejsce? Często jesteśmy zabiegani, zapracowani i przemęczeni. Dlatego warto wyregulować rytm dobowy, w tym czas poświęcony na sen. Z analiz Alexandra Borbely’ego, prezydenta Europejskiego Towarzystwa Badań nad Snem, wynika, że istnieje związek pomiędzy długością snu a umieralnością! Optymalny czas snu to 7–8 godzin dziennie. Co ciekawe, niekorzystne jest zarówno skrócenie tego okresu, jak i jego wydłużenie. Trudno to wyjaśnić, choć ciekawe intuicje płyną z odkryć badaczy z Uniwersytetu Rochester. Wykazali oni, że w czasie snu w mózgu otwiera się tzw. układ glimfatyczny, który oczyszcza mózg z toksyn oraz dostarcza mu składniki odżywcze i białka. Działanie tego systemu można porównać do sprawnej obsługi hotelowej, która po wyjściu gościa doprowadza do porządku pomieszczenie oraz uzupełnia wszelkie braki w łazience i lodówce. Zarówno zbyt krótka, jak i zbyt długa praca obsługi nie jest korzystna.  Wielu z nas ma trudności z zaśnięciem. Nic dziwnego, bo często kładziemy się spać razem z problemami – wtedy emocje dają o sobie znać, a towarzyszące im pobudzenie nie pozwala zmrużyć oka.

Proponuję spróbować sposobu zwanego „zamykaniem dnia”. Trzeba ustalić z samym sobą moment, kiedy następnego dnia wrócimy do naszych kłopotów. Do tego czasu odłożyć je, zgasić światło i pozwolić sobie odpocząć.  Co nowego? Niewiele trzeba, by ustalić nową, prozdrowotną konfigurację codziennych zachowań. Na przykład wystarczy więcej chodzić. Paterson codziennie pieszo podąża do pracy i pieszo wraca do domu. Polecam to szczególnie osobom, które nie wyobrażają sobie życia bez samochodu. Znam wielu ludzi, którzy jeżdżą nim nawet do pobliskiego sklepu. Czy ma sens jazda samochodem nawet do odległego klubu fitness po to, by w zamkniętym pomieszczeniu przejść podobny dystans na bieżni? 

Czytałem kiedyś książkę napisaną przez buddyjskiego mnicha; sugerował on ćwiczenie świadomego chodzenia. Podążając za jego sugestiami, należy sprząc marszrutę z oddechem tak, by robić stałą liczbę kroków w czasie wdechu i wydechu. Wciąganie powietrza do płuc jest zazwyczaj szybsze, dlatego mogą mu towarzyszyć na przykład trzy kroki, a wydechowi cztery. Autor dodatkowo sugerował, by w trakcie wdechu powtarzać sobie w myślach: „Odżywiam ciało i umysł”, a podczas wydechu: „Uspokajam się”. Proszę spróbować, na początku nie jest to łatwe. Efekty są jednak zachwycające, zwłaszcza gdy wędrujemy w ten sposób wśród spieszących się ludzi.  A jeśli nie chcemy wykonywać podobnych ćwiczeń, i tak możemy czerpać z dobrodziejstw chodzenia. Z badań psychologów Marily Oppezzo i Daniela Schwartza z Uniwersytetu Stanforda wynika, że osoby spacerujące w porównaniu z siedzącymi uzyskują o wiele lepsze wyniki w zadaniach wymagających wyszukiwania analogii. Wiedzieli o tym uczniowie Arystotelesa, którzy często uprawiali filozofię perypatetycznie, a więc rozmawiając w czasie przechadzki.


Remanent więzi Zdrowie jest fundamentem szczęśliwego życia, ale nie jedynym. W ostatnim czasie echem odbiły się rezultaty trwających od blisko osiemdziesięciu lat badań, którymi objęto studentów Uniwersytetu Harvarda, a później również ich żony. Według Roberta Waldingera, aktualnego kierownika projektu, płynie z nich jasny wniosek: jesteśmy zdrowsi i szczęśliwsi dzięki dobrym relacjom z innymi ludźmi. Wsparcie społeczne jest bezcennym dobrem, wiąże się z większą odpornością na choroby, szybszą rekonwalescencją, odważniejszymi decyzjami życiowymi oraz lepszym radzeniem sobie ze stresem. Porządki na rzecz szczęścia warto więc rozpocząć od „sprzątania” w sferze naszych relacji z ludźmi. Co wyrzucić? Dobrze jest zrobić remanent więzi i krytycznie przyjrzeć się sieci powiązań zarówno w rodzinie, jak i wśród znajomych. Warto rozważyć radykalne odcięcie się w odniesieniu do tzw. relacji toksycznych. Otaczający nas ludzie mogą sączyć psychiczny jad na wiele sposobów. Najczęściej robią to poprzez nadmiernie krytyczną ocenę, kontrolę, obwinianie nas i dewaluowanie, ograniczanie nam swobody działania i/lub manipulację. To prowadzi do spadku samooceny, odebrania nam pewności siebie, a także wzbudza w nas wstyd i poczucie winy. Dominuje przy tym odczucie konieczności dostosowywania się do toksycznej osoby, a także podporządkowywania jej „widzimisiom” swoich potrzeb i zachowań. Zerwanie kontaktu z takimi osobami nie jest łatwe, ponieważ spotyka się zwykle z ich ostrą, nierzadko agresywną reakcją. Ale warto podjąć ten wysiłek. Jeśli są to klienci, sugeruję, by po prostu oddać ich konkurencji. Jeśli mowa o członkach rodziny, dobrze jest przed podjęciem decyzji skorzystać ze wsparcia terapeutów, którzy pomogą w procesie uwalniania się z toksycznej pajęczyny. Nagrodą za wysiłek jest poczucie swobody myślenia i działania, odzyskanie siebie i miejsca na nowe, budujące relacje. Co odłożyć na swoje miejsce?

Kilka lat temu spotkałem się z przyjacielem. Siedzieliśmy w milczeniu. Dlaczego? Otóż wcześniej przeczytałem jego blog, a on mój. W zasadzie nie było już o czym rozmawiać. Po powrocie do domu skasowałem swoje blogi i postanowiłem nie czytać internetowych relacji bliskich mi osób. Wszystko wróciło na swoje miejsce. Spotykamy się jak dawniej i wciąż mamy sobie wiele do powiedzenia.  O relacje trzeba dbać. Przypominają linę, która będzie potrzebna w czasie życiowego sztormu. Za późno jest wtedy na skręcanie liny i jej impregnowanie. Trzeba to zrobić wcześniej, w dobrym czasie. Niestety, często przesypiamy takie momenty. Dotyczy to również kontaktów z najbliższymi osobami. Chodzi o to, by nie znaleźć się w sytuacji ojca, któremu dziecko oferuje kilkadziesiąt złotych, by kupić sobie jego czas tylko dla siebie. Pamiętajmy, że jedna minuta dziennie poświęcona naszemu dziecku to zaledwie sześć godzin rocznie, cztery minuty to doba, a godzina dziennie to pół miesiąca. Tylko pół miesiąca w ciągu roku! Co nowego? Pragniemy kontaktu z ludźmi, ale najczęściej potrzebujemy do tego jakiegoś pretekstu. Moja koleżanka zaczęła uprawiać jogging. Postanowiła biegać w sobotę rano, o stałej porze. Szybko się zorientowała, że mija wciąż tych samych, przyjaznych ludzi. Z czasem wszyscy się poznali i postanowili biegać razem. A potem przyszedł im do głowy inny pomysł. Po joggingu biegną do mieszkania jednego z członków tej nowej społeczności i tam przygotowują wspólne śniadanie. Co za wspaniały początek weekendu! 

Jeśli nie mamy ochoty biegać, tańczyć tanga ani chodzić na jogę, też możemy zacieśnić relacje z ludźmi. W mojej okolicy jest nieduży, lecz przyjazny lokal. Pewnego dnia odbył się tam niezwykły koncert. Mieszkająca w tym rejonie artystka zaśpiewała piosenki z lat 30. z akompaniamentem fortepianu. Zaprosiła ludzi, którzy na co dzień mijają się w pośpiechu. Byli wśród nich sprzedawcy z pobliskich sklepików, spotykani po drodze emeryci, poznani w przedszkolu i szkole rodzice, a także znajomi „z widzenia”. Sala pękała w szwach. Przyszły dzieci, dorośli i seniorzy. Poznali się ze sobą, porozmawiali, a teraz wspominają to zdarzenie i chcą jeszcze... Zarządzić tym, co los zrządził  Pomyślność to nic innego, jak urzeczywistnienie naszych planów i zamierzeń. Fortuna kołem się toczy, nie zawsze wszystko kończy się sukcesem. Ale jak pisał Viktor Frankl, psychiatra, psychoterapeuta i więzień obozów koncentracyjnych: „Co los zrządził, tym człowiek musi zarządzić”. Pomyślmy zatem, jak można porządkować sferę działania. Co wyrzucić? Żyjemy w kulcie osiągnięć, gdzie każdy musi być „kimś”. Efektywność jest ważniejsza niż rzetelność, a dążenie do sukcesu wypiera refleksję dotyczącą sensu i kierunku działań. Bezwiednie zmierzamy, by stać się nadludźmi, którzy zawsze muszą być skuteczni, młodzi, hiperaktywni i wielozadaniowi. Ten wirtualny model zachęca, by budzić w sobie olbrzyma, działać na pełnej petardzie, z pełną mocą możliwości. 

To jest korzystne, o ile jednocześnie rozpoznajemy, kim jesteśmy i urzeczywistniamy swoje potencjały. Jeśli jednak priorytetem staje się kolekcjonowanie sukcesów, to przypominamy kierowcę, który nie bardzo wie, dokąd jedzie, ale pragnie wyprzedzić wszystkich. A przecież, trawestując myśl Ludwika Wittgensteina, można powiedzieć, że w wyścigu życia wygrywa ten, kto umie biec najwolniej. A także, że „ambicja zabija myśl”. Namawiam więc do przyjrzenia się sformułowanym przez siebie lub podrzuconym celom. Wiele z nich ma charakter głównie wizerunkowy. W czasach, gdy każdy chce dążyć do czegoś znaczącego, nie można pozostać w tyle. Jakie szczyty zamierzamy więc zdobyć i co zrobimy, gdy nam się to uda? Porażka bywa bolesna, dlatego wielu z nas raczej deklaruje swoje zamierzenia, niż wprowadza je w życie. Zawsze wtedy mamy się czym pochwalić, a o niepowodzeniu nie ma mowy. Proponuję porzucić ten sposób myślenia. Przyjaciele akceptują nas przecież bez podobnych fajerwerków. Paterson pisze wiersze tylko dla siebie i ukochanej Laury, nie chce ich publikować ani nikomu pokazywać.

Co odłożyć na swoje miejsce? Każdy, kto remontował dom, potwierdzi, że jeśli nie dokończymy pracy, szybko przyzwyczajamy się do prowizorki i żyjemy w otoczeniu drutów wystających ze ściany, niedomalowanej elewacji lub niedokręconych śrub. Prawdziwego mężczyznę, i nie tylko, poznaje się nie po tym, jak zaczyna, lecz jak kończy. W tym wyraża się nasz profesjonalizm i rzetelność. Rozejrzyjmy się więc wokół i dokończmy to, co kiedyś zaczęliśmy. Zapewne jest kilka książek, które nabyliśmy z iluzją, że razem z nimi kupiliśmy też czas na ich przeczytanie. W ilu z nich wciąż tkwią zakładki? Pomyślmy o obietnicach złożonych bliskim i znajomym. Może planowaliśmy razem pojechać na wycieczkę, pójść na wystawę, do kina? Czas najwyższy to zrobić. A może czeka na nas terapeuta, masażysta, stomatolog, dietetyk lub inny specjalista... Tyle odłożonych na kiedyś spotkań, rozmów. Zawsze jest coś ważniejszego, a przecież wiemy, że z pewnymi sprawami nie wolno zwlekać. 

Co nowego? Kilka lat temu na początku roku akademickiego doświadczyłem czegoś niesamowitego. Gdy wszedłem na pierwsze zajęcia z retoryki, wśród studentek zauważyłem panią, która mogłaby być moją mamą. Ale nie to było zadziwiające. Przedstawiając się, powiedziała: „Urodziłam piętnaścioro dzieci, za chwilę przyjdzie tu moja córka, która ma dziesięć pociech, kilka też będzie uczęszczało na te zajęcia”. Było tak, jak powiedziała, po jakimś czasie pojawili się również jej mąż i zięć. Ta pani nie musi tłumaczyć dzieciom i wnukom, że wykształcenie jest ważne. Sama stanowi model do naśladowania.

Trudno jest zmotywować dzieci, by wyłączyły komputer, gdy sami siedzimy przed telewizorem. Podobnie jest z sugestiami dotyczącymi czytania, uprawiania sportu, wolontariatu, a także robienia życiowych porządków. Zaczynając od siebie, dodajemy odwagi innym… Moc pustej kartki Jedna decyzja dotycząca życiowych porządków może wywołać lawinę zmian. Dziesięć lat temu postanowiłem przestać oglądać telewizję. Najpierw pojawił się syndrom abstynencyjny, znany wszystkim, którzy zerwali z jakimś nałogiem. Pojawiło się napięcie i trudność w zagospodarowaniu odzyskanego czasu, ponieważ domowa agenda była zarządzana przez ramówkę telewizyjną. Ale zmiany były nieodwracalne. Można było przemeblować salon, który dotąd był salą kinową, gdzie trudno o kontakt wzrokowy nawet z najbliższymi osobami.

Głód wiedzy zaspokajałem, korzystając z Internetu, zachowywałem przy tym wybiórczość. Zerwałem z narracjami, które narzucały interpretacje zdarzeń i przestałem obcować z postaciami, które nic nie wnosiły do mego życia. Pojawiła się nowa przestrzeń, a wraz z nią nowe pomysły. Wróciłem do zarzuconego komponowania, a także do wspólnego muzykowania z przyjaciółmi. Zmieniły się moje emocje, relacje społeczne, refleksje, a nawet charakter. Jedna decyzja, a tak wiele przemian…  Paterson nie musi pozbywać się telewizora, bo go nie ma. Nie musi szukać swojej drogi, bo z niej nie zboczył. Dla wielu jest niezrozumiała, ale jego własna. Nawet gdy zdarza się katastrofa i traci nieodwracalnie to, co dla niego tak cenne – swoje wiersze – okazuje się, że nadal jest na swojej drodze. Spotkany wtedy japoński turysta i, jak się okazuje, poeta, uświadamia mu, że czasami pusta kartka stwarza więcej możliwości. „Najpiękniejsze jest zaczynanie od nowa (…) Okazuje się, że nawet nie publikacja, ale samo już zapisywanie wierszy to zbytek, bez którego można żyć, tak jakby to samo życie było poezją” – pisze w recenzji filmu „Paterson” Tomasz Różycki, też poeta. A reżyser filmu, Jim Jarmusch, dodaje: „Harmonia powiązana jest z ideą, że wszystkie rzeczy są jedną rzeczą i harmonia tych rzeczy jest wszystkim. Cokolwiek to znaczy, bo ja nie wiem – powodzenia w odkrywaniu tego”. 

 

Dr Paweł Fortuna jest psychologiem, trenerem biznesu i mentorem, a także kompozytorem. Pracuje w Instytucie Psychologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, gdzie realizuje badania dotyczące rozwoju osobistego. Wykłada też na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie. Specjalizuje się w psychologii biznesu i psychologii pozytywnej. Kieruje firmą doradczą „Fortuna & Fortuna”. Propaguje ideę białej perswazji w biznesie i debacie publicznej. Autor wielu książek – dwie z nich Pozytywna psychologia porażki oraz Animal Rationale (współautor Łukasz Bożycki) uhonorowano Nagrodą Teofrasta dla najlepszej psychologicznej książki popularnonaukowej. Razem z Jolantą Pisarek napisał Filmowy leksykon psychologiczny.